Po książkę sięgnęłam dzięki recenzji Oli z bloga Do utraty tchu. Ola zachwyciła mnie swoją opinią tak bardzo, że nie mogłam doczekać się, kiedy wreszcie sama poznam całą historię.
Bardzo mi zależało, żeby poznać najpierw książkę, a dopiero później jej ekranizację. Na pewno tego nie żałuję, choć filmu jeszcze nie widziałam (za to zwiastun i owszem). Lektura mnie bardzo miło zaskoczyła, spowodowała że nie mogłam otrząsnąć się z emocji. Jestem bardzo wzruszona, dawno nie czytałam tak pięknej książki.
Louise Clark miała spokojną pracę w kawiarni The Buttered Bun, bardzo ją lubiła, jednak właściciel pewnego dnia postanowił zamknąć lokal. Lou została bez pracy; swoją rodzinę - rodziców, dziadka i siostrę z małym dzieckiem pozbawiła części środków do życia, ponieważ poza nią, tylko tata był w stanie pracować, jednak jego sytuacja również nie prezentowała się idealnie. Musiała jak najszybciej znaleźć coś nowego.
Po kilku nieudanych próbach podjęcia pracy, trafiła się oferta opieki nad niepełnosprawnym mężczyzną. Lou miała być jego towarzyszką do rozmów, miała zajmować się karmieniem, podawaniem napojów, odtwarzaniem muzyki czy filmów, i po prostu miała spędzać czas z mężczyzną. Do tego nieźle płacili, a pieniądze były jej potrzebne. Dwudziestosiedmiolatka mimo oporów zgodziła się, zjawiła w domu państwa Traynor, poznając niezwykle irytującego i niemiłego Willa. Już pierwszego dnia chciała z pracy zrezygnować, a jednak nie zrobiła tego za namową rodziny.
Will był bogatym mężczyzną z wyższych sfer, przystojny, inteligentny i przedsiębiorczy osiągał sukcesy niemal we wszystkich dziedzinach życia. Zarabiał duże kwoty pieniędzy, zwiedzał i korzystał z życia jak tylko mógł. Za sprawą pechowego wypadku, stracił to, co kochał; dziewczynę i przyjaciela, firmę, możliwość rozwoju, przygód i niezależności, które tak sobie cenił. Porażenie czterokończynowe przykuło go do wózka i odebrało radość życia. Nie widział swojej przyszłości już w kolorowych barwach, dla niego to była marna egzystencja, upokorzenie jego dotychczasowego życia.
Pojawienie się Lou w domu Willa Traynora spowodowało, że świat ich obojga wywrócił się do góry nogami, choć z początku trudno to zauważyć. Zmiany są bardzo stopniowe, niektóre ledwie zauważalne, a jednak bohaterzy mimo początkowej niechęci, stopniowo coraz bardziej się do siebie zbliżają. Zaczynają coraz lepiej się rozumieć, każdy na swój sposób walczy o szczęście drugiej osoby, niekoniecznie się do tego przyznając.
Dla Lou rozpoczyna się wyścig z czasem o to, by pokazać Willowi, jak można czerpać radość z życia, mimo niepełnosprawności. Z kolei mężczyzna próbuje przekonać swoją opiekunkę, że świat nie kończy się w ich małym miasteczku, że trzeba próbować więcej, trzeba dążyć za marzeniami, za swoimi pragnieniami.
"Zanim się pojawiłeś" to powieść, która porusza serca. Mogłoby się wydawać, że historia jest niemal banalna: on przystojny i bogaty, ona biedna i z ubiorem, który wzbudza kontrowersje. Przeszkodą na ich drodze jest wózek i porażenie czterokończynowe mężczyzny. Szczęśliwa miłość jak się patrzy.
Kiedy zagłębiamy się w historię, widzimy że nic nie jest takie, jak się z początku wydaje. Autorka pokazuje całą paletę barw życia, ukazuje cierpienie ludzi na wózku, a także zwraca uwagę na to, że świat można kochać mimo cierpienia.
Powieść jest przepełniona radością i cierpieniem - choć może brzmieć to absurdalnie czytając uśmiechałam się, by za chwilę oczy mieć przepełnione łzami smutku.
Autorka zwraca uwagę, że każdy człowiek ma prawo wyboru i nikt nie powinien ingerować w świadomie podjęte decyzje innej osoby. W powieści widzimy jak wiele daje obecność drugiego człowieka obok siebie, o ile łatwiej po prostu żyć, nie mówiąc już o tym, że wówczas życie nabiera radości, różnorakich emocji, a marazm odchodzi w cień.
"Zanim się pojawiłeś" to opowieść obok której nie można przejść obojętnie. Jest piękna, tak po prostu. Nieskomplikowana, ukazująca życie takim jakim jest. Pełna emocji i ciepła, o miłości, o rodzinie, o przyjaźni i oddaniu. Poruszająca lektura, która może skruszyć najbardziej obojętne serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty, co o tym myślisz?