Właściwie to nawet nie wiem dlaczego zdecydowałam się poszukać tej książki w bibliotece. Działałam impulsywnie, chcąc się jedynie przekonać, że książka mnie nie zachwyci. Bo skoro tyle wokół niej emocji, to z pewnością nie spodoba się mnie. Takie było moje założenie. Ileż razy się zawiodłam na tych rzekomo niesamowitych dziełach, które dla mnie były po prostu ciekawe. Nie wniosły do mojego życia "ochów" i "achów".
Przyznam szczerze. Nie cierpię szumów wokół książek. Nie lubię czytać czegoś, co jest zachwalane. To psuje mi całą przyjemność. Nie mam już tego upragnionego spokoju, a zarazem odrobiny napięcia, które dać może tylko dobra, bardzo dobra lektura.
Spotkanie z książką pani Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk okazało się doświadczeniem niesamowitym, ponieważ podchodziłam do lektury z nutką pesymizmu i znudzenia. Nawet pierwsze sto stron nie dało mi satysfakcji, jak się tego spodziewałam. Drażniła mnie ta zmienność, raz wiek XIX, raz koniec XX. A jednak książki nie odłożyłam, nie potrafiłam tego zrobić. Magia już działała. W pewnym momencie nie mogłam doczekać się kolejnych rozdziałów, raz z utęsknieniem patrzyłam ile stron mi pozostało, by poznać Gutowo 1995 roku, a już za chwilę narzekałam w duchu, już mi pilno było do tego uroczego XIX-wiecznego klimatu.
Pierwszy tom "Cukierni pod Amorem" opowiada historię Gutowa na przestrzeni kilku pokoleń kobiet i ich mężczyzn (jak informuje notka z okładki). Punktem wyjścia stanowią wykopaliska archeologiczne w 1995 roku, podczas których dokonuje się niezwykłego odkrycia. Córka właściciela cukierni jest tym nie tylko zainteresowana, zaczyna poszukiwać odpowiedzi na temat rodzinnej tajemnicy. Jednocześnie przenosimy się o czasy dużo wcześniejsze, sięgające ubiegłego stulecia. Tym samym poznajemy niepowtarzalną historię, opowieść urzekającą i uroczą, gdzie nie brak zarówno goryczy, jak i słodyczy.
Czytając pewną opinię na stronie poświęconej książkom, znalazłam informację, iż każdy znajduje w książce swego faworyta, odnajduje się w losach konkretnego bohatera. Taką moją bohaterką jest Wanda. Jestem bardzo ciekawa tego, jak potoczą się jej losy, co się teraz stanie z tą dziewczyną. Urzekła mnie, nawet nie wiem dlaczego, swoją dość małą rolą w przedstawionej historii. A jednak mam nadzieję, że kolejne tomy wyjaśnią mi jej dalsze losy.
Klimat "Cukierni pod Amorem" urzekł mnie bardzo, lecz nie znaczy to tym samym, iż nie znalazłam żadnych skromnych minusów (albo i jednego minusa). Zdarzało mi się momentami po prostu nudzić, ale ostatecznie i tak książka mnie zachwyciła. Moim zdaniem autorka dokonała wielkiego dzieła, nie dość, że napisała taką czarującą historię, gdzie właściwie wszystko zdaje się być realne, nie ma wiecznie uroczych zakończeń (choć też ta mnogość niezadowolenia i niespełnienia wszystkich kuła leciutko), to jeszcze nie pozwoliła oderwać oczu od lektury. Językiem mogę tylko się zachwycać, tak mi się spodobał. Podobało mi się także zachowanie kolorytu epok opisanych w powieści. Jest w tym wszystkim tak ogromny czar i taka magia, której się oczekuje od każdego słowa pisanego. Z książką nie da się nie zaprzyjaźnić. Posiada wszystko, co powinna zawierać dobra powieść, napisana jest z wielkim wyczuciem. Jednocześnie spokojna i melancholijna, pozwala też wprowadzić nutkę gwałtowniejszych emocji.
Dawno już nie kończyłam czytać książki, żałując jednocześnie, że to już koniec. Byłam nawet zaskoczona, nie spodziewałam się, iż autorka urwie to wszystko w takim momencie. Gdybym mogła, to zaraz zaczęłabym czytać kolejną część, niestety to musi poczekać. Bardzo się cieszę, że jednak miałam okazję dostać w swoje ręce książkę. Boję się tylko tego, czy aby kolejne powieści (nie mam ty na myśli dalszych tomów "Cukierni pod Amorem", a powieści w ogóle), które zacznę czytać nie staną się czymś nieciekawym, czy nie będę potrafiła dostrzec ich wartości po tak dobrej lekturze. A przed panią Gutowską - Adamczyk pozostaje tylko chylić czoła.
Przyznam szczerze. Nie cierpię szumów wokół książek. Nie lubię czytać czegoś, co jest zachwalane. To psuje mi całą przyjemność. Nie mam już tego upragnionego spokoju, a zarazem odrobiny napięcia, które dać może tylko dobra, bardzo dobra lektura.
Spotkanie z książką pani Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk okazało się doświadczeniem niesamowitym, ponieważ podchodziłam do lektury z nutką pesymizmu i znudzenia. Nawet pierwsze sto stron nie dało mi satysfakcji, jak się tego spodziewałam. Drażniła mnie ta zmienność, raz wiek XIX, raz koniec XX. A jednak książki nie odłożyłam, nie potrafiłam tego zrobić. Magia już działała. W pewnym momencie nie mogłam doczekać się kolejnych rozdziałów, raz z utęsknieniem patrzyłam ile stron mi pozostało, by poznać Gutowo 1995 roku, a już za chwilę narzekałam w duchu, już mi pilno było do tego uroczego XIX-wiecznego klimatu.
Pierwszy tom "Cukierni pod Amorem" opowiada historię Gutowa na przestrzeni kilku pokoleń kobiet i ich mężczyzn (jak informuje notka z okładki). Punktem wyjścia stanowią wykopaliska archeologiczne w 1995 roku, podczas których dokonuje się niezwykłego odkrycia. Córka właściciela cukierni jest tym nie tylko zainteresowana, zaczyna poszukiwać odpowiedzi na temat rodzinnej tajemnicy. Jednocześnie przenosimy się o czasy dużo wcześniejsze, sięgające ubiegłego stulecia. Tym samym poznajemy niepowtarzalną historię, opowieść urzekającą i uroczą, gdzie nie brak zarówno goryczy, jak i słodyczy.
Czytając pewną opinię na stronie poświęconej książkom, znalazłam informację, iż każdy znajduje w książce swego faworyta, odnajduje się w losach konkretnego bohatera. Taką moją bohaterką jest Wanda. Jestem bardzo ciekawa tego, jak potoczą się jej losy, co się teraz stanie z tą dziewczyną. Urzekła mnie, nawet nie wiem dlaczego, swoją dość małą rolą w przedstawionej historii. A jednak mam nadzieję, że kolejne tomy wyjaśnią mi jej dalsze losy.
Klimat "Cukierni pod Amorem" urzekł mnie bardzo, lecz nie znaczy to tym samym, iż nie znalazłam żadnych skromnych minusów (albo i jednego minusa). Zdarzało mi się momentami po prostu nudzić, ale ostatecznie i tak książka mnie zachwyciła. Moim zdaniem autorka dokonała wielkiego dzieła, nie dość, że napisała taką czarującą historię, gdzie właściwie wszystko zdaje się być realne, nie ma wiecznie uroczych zakończeń (choć też ta mnogość niezadowolenia i niespełnienia wszystkich kuła leciutko), to jeszcze nie pozwoliła oderwać oczu od lektury. Językiem mogę tylko się zachwycać, tak mi się spodobał. Podobało mi się także zachowanie kolorytu epok opisanych w powieści. Jest w tym wszystkim tak ogromny czar i taka magia, której się oczekuje od każdego słowa pisanego. Z książką nie da się nie zaprzyjaźnić. Posiada wszystko, co powinna zawierać dobra powieść, napisana jest z wielkim wyczuciem. Jednocześnie spokojna i melancholijna, pozwala też wprowadzić nutkę gwałtowniejszych emocji.
Dawno już nie kończyłam czytać książki, żałując jednocześnie, że to już koniec. Byłam nawet zaskoczona, nie spodziewałam się, iż autorka urwie to wszystko w takim momencie. Gdybym mogła, to zaraz zaczęłabym czytać kolejną część, niestety to musi poczekać. Bardzo się cieszę, że jednak miałam okazję dostać w swoje ręce książkę. Boję się tylko tego, czy aby kolejne powieści (nie mam ty na myśli dalszych tomów "Cukierni pod Amorem", a powieści w ogóle), które zacznę czytać nie staną się czymś nieciekawym, czy nie będę potrafiła dostrzec ich wartości po tak dobrej lekturze. A przed panią Gutowską - Adamczyk pozostaje tylko chylić czoła.
Oj, ja też byłam zawiedziona tym, że książka tak szybko się skończyła... :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście są jeszcze dwa tomy, którymi można się pozachwycać ;)
UsuńCzytałam pierwszy tom na fali zachwytów nad tym cyklem, nawet w domu wszystkie "baby" nie mogły się oderwać i czytały w kółko. Mnie się wprawdzie podobała, ale nie na tyle, by przez rok sięgnąć po kolejne części. Ale może się jeszcze przekonam :)
OdpowiedzUsuńKwestia gustu, każdemu podoba się co innego. I dobrze, bo w przeciwnym wypadku byłoby nudno po prostu.
UsuńJa czytałam dwie cześci po sobie, czytałam wszędzie( dosłownie) , nawet przy mieszaniu obiadu. Na trzecią cześć musiałam czekać ponad pół roku zanim zostanie wydana, ale się doczekałam i kocham i uwielbiam tę książkę, Byłam przekonana , że Ci się spodoba. Poprzeczka jest wysoka, dlatego jak już czytałam książkę pani Gutowskiej "Serenada" to myślałam, że zejdę ze złości, jak można napisać "Cukiernie.." , a potem taki bubel. Ale cóż niedługo pojawi się kolejna , ponoć dobra "ŚWIATŁA..." , ciekawe czy pokocham ją jak "Cukiernie". ?
OdpowiedzUsuńCo prawda na wydanie dalszych części nie muszę czekać, ale też mnie zżera ciekawość, co tam jest dalej, bo pozostało mi tylko w bibliotece zrobić rezerwację. ;)
UsuńA co do pozostałych książek, nie wiem czy sięgnę po nie w ogóle, na pewno nie w najbliższym czasie. To zależy pewnie od tego, czy jeszcze coś usłyszę dobrego.
Mi się marzy poznać tę trylogię w formie audiobooka, a marzenia, jak się w nie mocno wierzy, to ponoć się spełniają :-), więc czekam na okazję.
OdpowiedzUsuńCzemu akurat w formie audiobooka? Oczywiście ze swej strony życzę spełnienia marzeń :)
UsuńA ja kocham całą sagę. Jestem nią zachwycona i oczarowana.
OdpowiedzUsuńI mam swoją własną, hihi :D
Tylko pozazdrościć, chociażby z tego powodu, że okładki są śliczne. Takie domowe. Nie potrafię tego ująć inaczej, a to chyba najlepiej oddaje, to co czuję.
UsuńSłyszałam o tej serii, może kiedyś po nią sięgnę. Na razie nie mam czasu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak się przekonasz. Książki, a w każdym razie na pewno pierwsza część, jest bardzo sympatyczna, dlatego ze szczerym sercem polecam.
UsuńJa też nie lubię zbyt wielkiego szumu wokół jakiejś książki, ale akurat tę pozycję już od dawna mam zamiar przeczytać, widać, że warto. Poza tym podobały mi się dwie jej poprzednie książki, bodajże 110 ulic i 220 linii.
OdpowiedzUsuńNie potrafię zrozumieć, dlaczego zdecydowałam się poszukać tej książki w bibliotece, ale nie był to zły wybór. Mam nadzieję, że Ty także się o tym niebawem przekonasz. :)
UsuńDobrze napisana recenzja. Aż miło się czyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję bardzo :) Cieszę się.
Usuń